DODATKOWE FAKTY I WYJAŚNIENIA DOTYCZĄCE GLOBÓW I MONADW Buddyzmie ezoterycznym podane są dwa twierdzenia, które przytoczę teraz wraz z opinią autora. Pierwsze z nich jest następujące: Duchowe monady [...] nie kończą w pełni swojego mineralnego istnienia na globie A i dokonują je na globie B, itd. Przechodzą kilka razy przez cały krąg jako minerały i następnie kilka razy jako rośliny i znowu kilka razy jako zwierzęta. My rozmyślnie wstrzymujemy się teraz od wydania cyfr [...] itd. Niewątpliwie w kwestii utrzymywania w tajemnicy liczb i cyfr było to mądre postanowienie. Obecnie jest to częściowo odrzucone; wydaje się jednak, iż byłoby lepiej, gdyby prawdziwe liczby, dotyczące kręgów i ewolucyjnych obrotów, były całkowicie podane wówczas albo zupełnie przemilczane. Sinnett dobrze rozumiał ten problem podkreślając, że: Z przyczyn, które trudno zrozumieć profanowi, depozytariusze okultystycznej wiedzy szczególnie niechętnie podają dane liczbowe, odnoszące się do kosmogonii, chociaż nie wtajemniczonemu trudno zrozumieć, dlaczego nie mogą być podane. Wiadomo, iż takie przyczyny istniały. Tym niemniej wielkie zamieszanie tak wśród wschodnich, jak i zachodnich uczniów, wynikało właśnie z owego niedomówienia. Trudność w przyjęciu tych szczególnych twierdzeń wynikała z braku danych, na których można było się oprzeć; liczby bowiem należące do okultystycznych obliczeń nie mogą być ujawnione, jak to już kilka razy orzekli mistrzowie, poza kręgiem zaprzysiężonych uczniów, ponieważ i ci nie mogą złamać przyjętych reguł. Chcąc wyjaśnić to dokładniej, bez zagłębiania się w żadne matematyczne aspekty doktryny, niezbędne jest rozszerzenie podanych informacji oraz rozwiązanie tiku niejasnych punktów. Biorąc pod uwagę fakt, iż ewolucje globów i monad są ze sobą ściśle połączone, należy obie nauki połączyć w jedną. Jeśli chodzi o monady, musimy pamiętać, że (schodnia filozofia odrzuca teologiczne dogmaty Zachodu o nowo stwarzanej duszy dla każdego noworodka, przychodzącego na ten świat, ponieważ jest to niezgodne zarówno z filozofią, jak i ekonomią natury. W każdej nowej manwatarze występuje ściśle określona, pewna liczba rozwojowych monad, które rozwijają się i stają coraz bardziej doskonałe przez przystosowywanie się w wielu, następujących po sobie osobowościach. Jest to absolutnie konieczne, biorąc pod uwagę aktrynę ponownych narodzin (reinkarnacji), karmę istopniowe powracanie ludzkiej monady do jej oryginalnego źródła – absolutnego bóstwa. Oznacza to, że liczba mniej lub bardziej postępowych monad jest pranie niepoliczalna, chociaż skończona, tak jak wszystko Inę w tym wszechświecie dyferencjacji i krańcowości. Pokazując ludzkie zasady i wschodzące globy, łańcuchy świata, przedstawiamy wieczne powiązanie przyczyn i skutków oraz całkowitą analogię, przechodzącą przez wszystko i łączącą razem wszelkie linie ewolucji. Jedno płodzi drugie, tak globy, jak i osobowości. Zagnijmy jednak od początku. Ogólny zarys procesu, podczas którego formują się następujące po sobie planetarne łańcuchy, został już tany. Dążąc do uniknięcia w przyszłości nowych błędów, podam obecnie kilka nowych szczegółów, rzucających jeszcze jedną porcję światła na historię ludzkości *naszym własnym łańcuchu, którego przodkiem jest łańcuch Księżyca. Trzeba pamiętać, że monady krążące wokół w każdym siedmiorakim łańcuchu są podzielone na siedem klas (hierarchii), odpowiadających im pod względem stopnia ewolucji, świadomości oraz zasług. Prześledźmy porządek pojawiania się monad na globie A w pierwszym kręgu – rozpiętość czasowa między pojawieniem się kolejnych hierarchii na każdym globie została tak ustawiona, że kiedy na glob A wstępuje ostatnia, siódma klasa to na glob B przechodzi dopiero klasa pierwsza (z globu A); itd., itd., krok za krokiem na przestrzeni wszystkich łańcuchów. W siódmym kręgu księżycowego łańcucha, kiedy siódma klasa opuszcza glob A, planeta ta zamiast zapaść w sen, tak jak to się działo w poprzednich kręgach, zaczyna umierać, przechodzi w swoją planetarną pralaję; umierając przenosi w kolejności swoje pryncypia lub elementy życia i energii do nowego Laya-centrum, który zaczyna formować glob A ziemskiego łańcucha. Pozostając na chwilę przy pralai wskażmy, że okultyzm okresy spoczynku, a więc tejże pralai, dzieli na kilka rodzajów. Istnieje więc indywidualna pralaja każdej planety, kiedy ludzkość i życie przechodzi na następną – siedem małych pralai w każdym kręgu; planetarna pralaja, kiedy siedem kręgów jest zakończonych; słoneczna pralaja, kiedy wszystkie systemy zbliżają się do końca oraz wszechświatowa pralaja, Maha lub Brahma pralaja przy zakończeniu wieku Brahmy. Są to podstawowe pralaje lub okresy burzenia (niszczenia). Jest jeszcze wiele innych, mniejszych, ale nie czas teraz, aby się nimi zajmować. W taki sposób powstaje glob A ziemskiego łańcucha; podobne procesy dotyczą każdej planety księżycowego łańcucha, co oznacza, że każda z nich tworzy nowy glob ziemskiego łańcucha. Nasz Księżyc był czwartym w serii tych planet i znajdował się na tym samym poziomie widzialności co Ziemia. Ale glob A księżycowego łańcucha nie jest całkiem martwy; do czasu aż pierwsze monady pierwszej klasy nie przejdą z globu G, ostatniego w księżycowym łańcuchu, do nirwany, oczekuje ich pomiędzy dwoma łańcuchami; to samo dzieje się z innymi planetami, z których każda rodzi odpowiedni (właściwy) glob ziemskiego łańucha. Kiedy glob A nowego łańcucha jest gotowy, pierwsza klasa lub hierarchia monad księżycowego łańcucha wciela się na nim w niższym królestwie, i tak dalej w kolejności. W konsekwencji tylko pierwsza klasa monad osiąga rozwój ludzkiego stanu w czasie pierwszego kręgu, ponieważ druga klasa na każdym globie pojawia się później i nie ma czasu na dojście do tego stadium. Wynika z tego, że monady drugiej klasy dochodzą do początków ludzkiego stadium tylko w drugim kręgu; proces ten trwa aż do połowy czwartego kręgu. W tym jednak punkcie i w tym czwartym kręgu, w którym ludzkość stanie się całkiem rozwinięta, drzwi do ludzkiego królestwa zamykają się; od tego momentu liczba ludzkich monad, a więc monad w ludzkim stadium rozwoju, jest wyczerpana. Dzieje się tak, ponieważ monady, które nie osiągnęły stanu ludzkości, w tym punkcie będą, skutkiem rozwoju ludzkości, tak daleko w tyle, że stan ludzki osiągną dopiero pod koniec siódmego i ostatniego kręgu. Dlatego nie zostaną ludźmi w tym łańcuchu, ale utworzą ludzkość przyszłej manwatary i będą wynagrodzone tym, że staną się człowiekiem w wyższym łańcuchu; otrzymają jakby karmiczne odszkodowanie. Od tego jest tylko jedno naturalne wykluczenie ze względu na doskonałe przyczyny, o których powiemy później. To wszakże dotyczy różnic w rasach. Wyraźnie widać dokładną analogię między procesami natury w kosmosie i w indywidualnym człowieku. Ten ostatni przeżywa swój cykl życia i umiera; jego wyższe pryncypia, odpowiadające w rozwoju planetarnego łańcucha ewolucyjności monad, przechodzą do dewakanu, odpowiadającego nirwanie i stanowi spoczynku między dwoma łańcuchami. Niższe pryncypia rozkładają się w czasie i natura ponownie używa ich do tworzenia nowych, ludzkich pryncypiów; ten sam proces zachodzi podczas rozpadu i formowania nowych światów. Ta analogia jest najwłaściwszym przewodnikiem w zrozumieniu nauk okultystycznych. Wiadomości podane wyżej stanowią jedną z siedmiu misteriów Księżyca, które obecnie zostało ujawnione. Przez Japończyków Siedem Tajemnic jest określane mianem Yambushi; mistycy sekty Lao Tsego i mnichowie-asceci z Kioto mówią, że jest to Zen-do – Siedem Klejnotów; ale japońscy i chińscy buddyjscy asceci oraz wtajemniczeni są jeszcze bardziej wstrzemięźliwi w podawaniu swojej wiedzy niż Hindusi. Czytelnik jednak nie powinien tracić z oczu monad, powinien poznać ich naturę, w takim stopniu, w jakim jest to dozwolone nie przestępując progu wyższych tajemnic. Monady można z grubsza podzielić na trzy grupy: 1. Najbardziej rozwinięte monady – księżycowi bogowie lub duchy, nazywane w Indiach pitrisami– przeznaczeniem których jest przejście w pierwszym kręgu przez potrójny cykl mineralnego, roślinnego i zwierzęcego królestwa w ich najbardziej eterycznej, fluidycznej i elementarnej (rudymentarnej) formie, aby się ubrać i przysposobić do natury nowo powstającego łańcucha. Te monady jako pierwsze osiągają ludzką formę – jeśli tylko może istnieć jakakolwiek forma lub kształt w rejonie prawie całkowitej subiektywności (podmiotowości) – na globie A w pierwszym kręgu. Zatem stoją one na czele i przedstawiają ludzki element w drugim i trzecim kręgu, i ostatecznie rozwijają ich cienie na początku czwartego kręgu dla drugiej klasy oraz dla tych, którzy podążają za nimi. 2. Monady, które pierwsze osiągnęły ludzkie stadium w połowie czwartego, stają się ludźmi– sformułowanie człowiek może wprowadzać w błąd, ale jest to oczywisty dowód na znikome dostosowanie europejskiego języka do wyrażania subtelnych różnic. Zrozumiałe jest, że ci ludzie w żadnym wypadku nie byli podobni do dzisiejszego człowieka, ani w kształcie, ani w naturze. Powstaje więc pytanie, dlaczego w ogóle posługujemy się tym określeniem? Powód jest prozaiczny – brak odpowiedniego terminu w zachodnich językach, który choćby w przybliżeniu odpowiadał zamierzonej idei. Słowo człowiek w pewnym sensie pokazuje, że te istnienia były manu, myślącymi istotami, jakkolwiek różniły się formą i intelektem od nas samych. W rzeczywistości w odniesieniu do duchowości i rozumienia byli bardziej bogami niż ludźmi. Podobna trudność występuje przy opisywaniu stopni lub stanów, przez które przechodzi monada. Podchodząc do tego metafizyczni e, absurdem jest mówienie o rozwoju monady lub o tym, że stała się człowiekiem. Jakakolwiek próba oddania i ochrony metafizycznej językowej dokładności w języku europejskim wymagałaby co najmniej trzech dodatkowych dzieł i utworzenia znacznej ilości powtórzeń, uciążliwych do ostateczności. Oczywiste jest, że monada nie może ani postępować, ani rozwijać, ani też ulegać wpływom zmian położenia, przez które przechodzi, ponieważ nie przynależy do tego świata lub poziomu (planu) i może być porównana tylko do niezniszczalnego i gwiezdnego boskiego światła i ognia, rzuconego na naszą Ziemię jako deska ratunku dla osobowości, w której zamieszkuje. Faktycznie zaś to właśnie ta osobowość powinna się związać z nią i, przyswajając sobie jej boską naturę, osiągnąć nieśmiertelność. Pozostawiona sama sobie monada nie przyłącza się do żadnej osobowości i będzie niesiona nieustannym biegiem ewolucji do drugiej inkarnacji. 3. Ostatnie opóźnione monady, które nie dosięgły stanu ludzkiego z przyczyn karmicznych i z powodu przeszkód w okresie tego cyklu lub kręgu, zostają wstrzymane. Jest jeden wyjątek, ale o tym powiem w innym miejscu. Ewolucja wewnętrznej formy, czyli ciała wokół astralu, odbywa się za pośrednictwem sił ziemskich, tak samo jak w niższych królestwach; ale ewolucja wewnętrznego czyli rzeczywistego człowieka jest czysto duchowa. Teraz nie jest to już przejście nieosobowej monady przez wiele różnych form materii (obdarzonej w najlepszym wypadku instynktem i świadomością na całkiem innym planie) jak przy wewnętrznej ewolucji, ale przejście duszy-pielgrzyma przez różne stany, nie tylko materialne, ale również samopoznania i samoświadomości lub do percepcji przez apercepcję. Monada wyłania się ze swojego duchowego stanu i umysłowej nieświadomości; i, przeskakując pierwsze dwa poziomy – zbyt blisko absolutu, aby dopuścić połączenie z czymkolwiek na niższym poziomie – dostaje się bezpośrednio na plan mentalny (umysłowy). W całym wszechświecie nie istnieje poziom z obszerniejszym horyzontem lub szerszym polem działania w jego prawie nieskończonych granicach o poznawczych i samopoznawczych właściwościach niż ten plan, który ma z kolei odpowiednio mniejsze poziomy dla każdej formy, począwszy od mineralnej monady do czasu, kiedy rozkwita ona siłą ewolucji w Boską Monadę. Niemniej jednak w tym okresie jest ona cały czas tą samą monada, różniącą się tylko swoimi inkarnacjami przez następujące cykle częściowego lub pełnego zaćmienia ducha, czy też częściowego lub pełnego zaćmienia materii – dwie antytezy polarności – zgodnie z tym albo wznosi się w rejon umysłowej (mentalnej) duchowości, albo spada w głębiny materialności. Wracając do Buddyzmu ezoterycznego, zauważmy, iż drugie twierdzenie dotyczy ogromnego, pośredniego okresu pomiędzy mineralną epoką na globie A a epoką człowieka; określenie epoka człowieka jest przyjęte z konieczności nadania nazwy czwartemu królestwu, które następuje po cyklu zwierzęcym, chociaż człowiek na globie A w pierwszym kręgu wcale nie jest człowiekiem, ale tylko jego prototypem lub postacią poza wymiarem z astralnych rejonów. Przytoczmy następujące twierdzenie: Pełny rozwój mineralnej epoki na globie A przygotowuje drogę dla rozwoju roślinności i, jak tylko się zaczyna, mineralny, życiowy impuls przechodzi na glob B. Następnie, kiedy na globie A rozwój roślinności ulega zakończeniu i zaczyna się rozwój zwierzęcy, życiowy impuls roślinności przechodzi do globu B, a mineralny do globu C. W ostatnim etapie ludzki życiowy impuls wstępuje na glob A, Podany wyżej proces trwa przez okres trzech kręgów, potem zaczyna się spowolnienie i, na koniec, następuje zatrzymanie na progu naszego globu w czwartym kręgu, ludzki okres bowiem (prawdziwego, fizycznego człowieka), siódmy, jest teraz osiągnięty. Jest to widoczne, ponieważ powiedziano, że: istnieją ewolucyjne procesy, poprzedzające mineralne królestwo i, w ten sposób, w rzeczywistości kilka fal ewolucyjnych poprzedza mineralną falę w jej rozwoju wokół sfer. Przytoczę obecnie cytat z artykułu Monada mineralna, zamieszczonego w Pięciu latach teozofii: Jest siedem królestw. Pierwsza grupa włącza trzy stopnie elementali tub powstające centra sil – od pierwszego stadium dyferencjacji – Mulaprakriti (lub prawidłowiej Pradhany, Przedwiecznej Jednorodnej Materii) – do jej trzeciego stopnia, to jest od całkowitej nieświadomości do półodczuwania; druga, wyższa grupa obejmuje królestwa od roślinnego do ludzkiego; królestwo mineralne tworzy zwrotny punkt w stadiach monadycznej natury, rozpatrywanej jako ewolucyjna energia. Trzy stadia (subfizyczne) w elementalach; mineralne królestwo; trzy stadia obiektywne fizyczne – to jest (pierwsze lub poprzedzające) siedem ogniw ewolucyjnego łańcucha. Fizyczne oznacza tu dyferencjonowanie dla kosmicznych celów i prac; owa fizyczna strona, pomijając fakt, że jest ona zupełnie obiektywna dla poznania istnień na innych planach, dla nas, na naszym poziomie jest całkowicie subiektywna. Poprzedzające, ponieważ są przygotowawcze i, chociaż należą w rzeczywistości do naturalnej ewolucji, prawidłowiej byłoby opisać je jako subnaturalną ewolucję. Ten proces zatrzymuje się w trzecim stadium, u progu czwartego, kiedy to staje się, na planie naturalnego rozwoju rzeczywiście pierwszym etapem do ludzkiego stopnia, w ten sposób tworząc razem z trzema elementalnymi królestwami dziesięć, sefirotyczną liczbę. Faktycznie, z tego punktu zaczyna się zstępowanie ducha w materię, równoznaczne wstępowaniu w fizycznej ewolucji; wstępowanie z najgłębszych głębin materialności (minerału) w jego status quo ante z właściwym rozcieńczeniem konkretnego organizmu – aż do nirwany, punktu zniknięcia dyferencjonowanej materii. Staje się zatem widoczne, dlaczego to, co słusznie jest nazywane w Buddyzmie ezoterycznym falą ewolucji i mineralnym, roślinnym, zwierzęcym i ludzkim impulsem zatrzymuje się u drzwi naszego globu przy czwartym cyklu lub kręgu. W tym punkcie kosmiczna monada (buddhi) zostaje połączona i staje się przewodnikiem promienia atmy; buddhi będzie obudzony do jego apercepcji (atmana) i w ten sposób wstępuje na pierwszy stopień nowej, siedmiorakiej drabiny ewolucji, która z czasem przyprowadzi go do dziesiątego, licząc od dołu do góry, do Drzewa Sefirot, do Korony. We wszechświecie wszystko wynika z analogii. Jak na górze, tak i na dole; człowiek jest mikrokosmosem wszechświata. To, co zachodzi na duchowym planie, powtarza się na kosmicznym poziomie. Konkretność wynika z abstrakcyjnych linii; niższa powinna odpowiadać wyższej, materialna duchowej. W ten sposób Koronie Sefirotów lub Wyższej Trójcy odpowiadają trzy ele-mentalne królestwa, poprzedzające mineralne, które – posługując się językiem kabalistów – w kosmicznej dyferencjacji odpowiadają Światom Formy i Materii, od Nadduchowego do świata Pierwowzoru (Prototypu). Co to jest monada? Jak się ma do atomu? Odpowiedź została oparta na wyjaśnieniach, zawartych w cytowanym już artykule Monada mineralna. Odnośnie do drugiego pytania stwierdzono, że nie ma żadnego związku ani z atomem, ani z molekułą, tak jak one są określane obecnie w naukowym ujęciu. Nigdy nie może być porównywana z mikrokosmicznymi organizmami, które zostały zaliczone do poligastrycznych infusorów, a obecnie są uznane za roślinne i zaliczone do alg; również nie jest Monasem perypatetyków. Fizycznie lub w swojej budowie Mineralna monada różni się od monady ludzkiej, która nie jest fizyczna, a jej budowa nie może być przedstawiona za pomocą chemicznych symboli i elementów. Krótko mówiąc, jak monada duchowa, wszechświatowa, bezgraniczna i niepodzielna, której promienie tworzą to, co my w naszej nieświadomości nazywamy indywidualnymi monadami ludzi, tak mineralna monada – znajdująca się na przeciwnym łuku kręgu – także jest jedna i od niej wychodzą niezliczone fizyczne atomy, które nauka zaczyna uważać za indywidualizowane. Inaczej, jak można by wyjaśnić matematycznie ewolucyjny i spiralny proces czterech królestw? Monada jest związkiem dwóch ostatnich zasad w człowieku, szóstej i siódmej; prawdę mówiąc termin monada ludzka dotyczy tylko podwójnej duszy (atma-buddhi), a nie jej wyższego, duchowego, ożywiającego pryncypium atmy, wziętej oddzielnie. Ale skoro duchowa dusza, w razie oddzielenia się od atmy nie może istnieć, to została tak nazwana... Tak więc monadyczna, słuszniej powiedzieć kosmiczna istota, jeśli dopuścimy podobny termin, w minerale, roślinie i zwierzęciu, chociaż zawsze jest tym samym na przestrzeni wszystkich serii cykli, od najniższej do najwyższej, od elementalnego królestwa do królestwa dewów, to jednak różni się w miarę swojego rozwoju. Poważnym błędem byłoby wyobrażanie sobie monady jako oddzielnej istoty, wolno idącej bocznymi ścieżkami przez niższe królestwa i po niezliczonej serii przemian rozkwitającej w ludzkiej istocie; jak na przykład powiedzieć, że monada Humbolda przeszła od monady atomu rogowej blendy? Zamiast mówić monada mineralna słuszniej byłoby zastosować w fizycznej nauce, różnicującej każdy atom, następujące określenie – monada, przejawiająca się w tym kształcie prakriti (natury), który nazywa się królestwem mineralnym. Atom, tak jak jest on przedstawiony w ogólnej naukowej hipotezie, nie jest cząstką czegoś, psychicznie czymś ożywionego, któremu po upływie eonów przeznaczone jest rozwinąć się w człowieka. Jest to konkretne przejawienie się wszechświatowej energii, która sama jeszcze się nie zindywidualizowała; kolejne przejawienie Jednego Wszechświatowego Manasa. Ocean materii nie dzieli się na swoje potencjalne krople dopóty, dopóki fala życiowego impulsu nie dosięgnie ewolucyjnego stadium ludzkiego zrodzenia. Skłonność do podziału na indywidualne monady dokonuje się stopniowo, i wyższe zwierzęta prawie dosięgają punktu. Perypatetycy zastosowali słowo Monas do całego kosmosu w panteistycznym sensie; okultyści, chociaż dla wygody przyjmują tę myśl, odróżniają jednak kolejne stadia konkretnej ewolucji od abstrakcyjnej za pośrednictwem terminów: monada mineralna, roślinna, zwierzęca itd. Owe terminy oznaczają jedynie, że fala przypływu duchowej ewolucji przechodzi przez ten lub inny łuk swojego krążenia. Monadyczna istota zaczyna niedostrzegalnie różnicować się w kierunku indywidualnej świadomości w królestwie roślinnym, ponieważ monady – tak, jak to słusznie określił Leibniz – są nie uformowanymi rzeczami, dokładnie duchowymi naturami, ożywiającymi je w ich stadiach dyferencjacji i tworzącymi monady, a nie atomowymi agregacjami, jawiącymi się przewodnikami i substancjami, przez które wibrują niższe i wyższe stopnie rozumu (inteligencji). Leibniz wyobrażał sobie monady jako elementarne i niezniszczalne jedności, obdarzone siłą dawania i przyjmowania w styczności z drugimi jednościami i, w ten sposób, określającymi wszystkie duchowne i fizyczne fenomeny. To on wynalazł termin apercepcji, który razem z odczuwaniem (raczej niż poznawaniem) nerwów wyraża stan monadycznej świadomości na przestrzeni całego przechodzenia przez wszystkie królestwa do człowieka. Tak więc można, nieprawidłowo z metafizycznego punktu widzenia, nazywać atmę-buddhi monadą, jeżeli z materialnego punktu jest ona podwójna i, w następstwie, złożona. Ale tak jak materia jest duchem, duch jest też materią; jeżeli wszechświat i bóstwo uduchawia je, to nie myślimy o oddzieleniu jednego od drugiego, tak samo jest w atmie-buddhi. Buddhi jest przewodnikiem (wehikułem) atmy, znajduje się w takim stosunku do atmy, jak Adam Kadmon (niebiański człowiek), kaba-listyczny Logos, do Ein-Sopha lub Mulaprakriti do Para-brahmana. Powróćmy na chwilę do Księżyca. Może paść pytanie – czym są te Księżycowe monady, o których mówiliśmy wcześniej? Opis Siedmiu klas Pitrisów zostanie później przedstawiony, natomiast teraz podam kilka ogólnych wyjaśnień. Każdy powinien wiedzieć, że są to monady, które zakończyły swój życiowy cykl w księżycowym łańcuchu, niższym w porównaniu do ziemskiego, i wcieliły się na tym ostatnim. Jest jeszcze kilka drobnych szczegółów, które mogą być dodane, mimo iż znajdują się w bezpośredniej bliskości zakazanej granicy i z tego powodu nie mogą być w pełni wytłumaczone. Ostatnie słowo Tajemnicy jest dane tylko adeptom, można jednak powiedzieć, że nasz satelita jest tytko grubszym ciałem swoich niewidocznych pryncypiów. Tak jak istnieje siedem ziemi, tak jest siedem księżyców, z których jedynie ostatni jest widzialny; podobnie jest ze Słońcem, którego widzialne ciało nazywane jest Mają (złudą, odbiciem); tak samo jest z ciałem człowieka– Rzeczywiste Stonce i rzeczywisty Księżyc, tak jak i rzeczywisty człowiek, są niewidzialne – głosi okultystyczna maksyma. Warto zauważyć, że starożytni, którzy jako pierwsi podali myśl o Siedmiu księżycach, nie byli w gruncie rzeczy tak bezrozumni, jakby się mogło wydawać. Mimo iż to pojęcie odnosi się obecnie do astronomicznej miary czasu w bardzo materiał i stycznym ujęciu, to jednak pod tą łuską można dostrzec ślady głębokiej, filozoficznej idei. W rzeczywistości Księżyc jest satelitą Ziemi tylko i wyłącznie pod jednym względem – dokładnie fizyczny Księżyc obraca się wokół Ziemi. W każdym innym ujęciu to Ziemia jest satelitą księżyca, a nie odwrotnie. To zdumiewające założenie nie jest jednak pozbawione poparcia ze strony nauki. Potwierdzają je przypływy i odpływy, periodyczne zmiany w wielu chorobach, zbiegające się ze zmianami faz Księżyca; może być potwierdzone wzrostem roślin i olśniewająco wyrażone w fenomenie ludzkiego poczęcia i procesu brzemienności. Znaczenie Księżyca i jego wpływów na Ziemię było uznawane już w starożytnych religiach, szczególnie żydowskiej, i notowane przez wielu obserwatorów psychicznych i fizycznych zjawisk. Jak dotąd nauka wie tylko, że oddziaływanie Ziemi na Księżyc jest ograniczone fizycznym przyciąganiem, zmuszającym go do krążenia wokół jej orbity. Gdyby jednak ktoś założył, że ten fakt wystarczająco potwierdza, iż Księżyc w rzeczywistości jest satelitą Ziemi także na innych poziomach, to wystarczy, zamiast odpowiadać, zadać pytanie: Czy matka, chodząc wokół kołyski swojego dziecięcia, ochraniając je i czuwając nad nim, jest od niego zależna? Chociaż, w pewnym sensie jego satelita, jest jednak starsza i w pełni rozwinięta w przeciwieństwie do dziecka, które pilnuje. Wynika z tego, że to właśnie Księżyc odgrywa większą i znaczniejszą rolę w formowaniu (kształtowaniu) Ziemi i w zaludnieniu jej ludzkimi istotami. Księżycowe monady, czyli pitrisi, pradziadowie człowieka, stają się w rzeczy samej ludźmi. Są oni tymi monadami, które wchodzą w ewolucyjny cykl na globie A i które w kręgu łańcucha globów rozwijają ludzką formę (kształt). Na początku ludzkiego stadium czwartego kręgu naszej Ziemi wydzielają oni swoje astralne sobowtóry z małpo-podobnej formy, rozwiniętej w trzecim kręgu. Faktycznie, ta cieńsza, wysublimowana i delikatniejsza forma służy jako wzór, wokół którego natura buduje fizycznego człowieka. Te monady albo boskie iskry są więc księżycowymi przodkami lub pitrisami, te bowiem księżycowe duchy powinny stać się ludźmi, aby ich monady mogły osiągnąć wyższe poziomy działalności i samoświadomości, a więc poziomy manas-putr (synowie umysłu), tych którzy w ostatnim stadium Trzeciej Zasadniczej Rasy obdarzyli rozumem bezmyślne skorupki, stworzone i uduchowione przez pitrisów. W ten sposób monady lub ludzkie ego siódmego kręgu naszej Ziemi, po tym, jak globy A, B, C, D itd., rozstawszy się ze swoją życiową energią, ożywiają i przyzywają do życia inne Laya centra, przeznaczone są do życia i działania na jeszcze wyższych poziomach bytu – taką drogą ziemscy przodkowie tworzą tych, którzy ich przewyższą. Zatem jasne jest teraz, że w naturze istnieje potrójny system ewolucji dla zobrazowania trzech cyklicznych upadhi, czy raczej trzy oddzielne schematy ewolucyjne, które w naszym systemie są połączone i posplatane do tego stopnia, że nie można ich rozczłonkować. To poziomy monadycznej (duchowej), umysłowej i fizycznej ewolucji. Te trzy formy ewolucji są końcowymi aspektami lub odbiciami atmy, siódmej zasady, jedynej rzeczywistości na poziomie kosmicznej iluzji. Monadyczna ewolucja, jak mówi sama nazwa, oznacza wzrost i rozwój monad w coraz to wyższe fazy działalności i połączenia z umysłową ewolucją przedstawiającą Manas-Dhyani (słonecznych dewów lub agniszwatta-pitrisów), dających człowiekowi inteligencję oraz świadomość, i fizyczną przedstawiającą chaya (cień) księżycowych pitrisów, wokół których natura uformowała obecne fizyczne ciało, służące jako przewodnik dla wzrostu, używając wprowadzającego w błąd słowa, i przemiany – za pośrednictwem manasu i dzięki skupieniu doświadczenia– skończonego w nieskończone, przechodzącego w wieczne i absolutne. Każdy z tych systemów ma swoje prawa i jest rządzony oraz kierowany przez rozliczne grupy wysokich Dhyani lub Logosów. Każdy przedstawia budowę człowieka, mikrokosrnosu wielkiego makrokosmosu. Rzeczywiście związek tych trzech strumieni czyni je tym złożonym istnieniem, jakim jest obecnie. Natura, fizyczna siła ewolucji, nigdy nie mogłaby rozwinąć umysłu sama z siebie bez współudziału; może jedynie tworzyć bezmyślne formy, jak to zobaczymy w Antropogenezie. Księżycowe monady nie mogły się rozwijać, ponieważ nie miały dostatecznego kontaktu z formami, utworzonymi przez naturę, aby za ich pośrednictwem uzyskać odpowiednie doświadczenie. To właśnie Manas-Dhyani wypełnią tę lukę, one bowiem reprezentują rozwojowe siły rozsądku i umysłu, łączność między duchem i materią w tym obecnym kręgu. Należy również zapamiętać, że monady wstępujące w ewolucyjny cykl na globie A w pierwszym kręgu, znajdują się w rozlicznych stadiach rozwoju. Tak więc ich położenie staje się nieco złożone. W związku z tym przypominam raz jeszcze: Najbardziej rozwinięte księżycowe monady osiągają embrionalne stadium człowieka w pierwszym kręgu; stają się ziemskimi, chociaż jeszcze bardzo eterycznymi ludzkimi istotami pod koniec trzeciego kręgu. Pozostają na globie w okresie zaciemnienia jako siemię przyszłego człowieka w czwartym kręgu. W ten sposób zostają pionierami ludzkości w początkach obecnego, czwartego kręgu. Inne monady osiągają stan ludzki dopiero w późniejszych kręgach, a więc w drugim, trzecim i pierwszej połowie czwartego kręgu. Wreszcie te najbardziej opóźnione w rozwoju, a więc te, które jeszcze pozostają w zwierzęcych formach po środkowym, zwrotnym punkcie czwartego kręgu, nie zostaną ludźmi w tej manwatarze. Dosięgną one granicy ludzkości pod koniec siódmego kręgu, aby – po pralai – w swojej kolejności zostać przeniesione w nowy łańcuch przez starszych pionierów, praojców ludzkości, nazywanych Ziarnami ludzkości (siszta) – ludźmi, którzy będą na czele wszystkich na końcu tych kręgów. Czytelnik właściwie nie potrzebuje dalszych wyjaśnień dotyczących tej roli, jaką spełnia czwarty glob w czwartym kręgu w schemacie ewolucji. Z poprzednich diagramów, które mutatis mulandis przyłożymy do kręgów, globów czy ras, jasno wynika, że czwarty człon serii zajmuje szczególną pozycję. W przeciwieństwie do innych czwarty glob nie posiada siostrzanego globu na tym samym poziomie, na którym się znajduje, i w ten sposób obrazuje punkt oparcia równowagi istniejącego całego łańcucha. To jest sfera ostatecznego, ewolucyjnego dostosowania się, świat karmicznych wag, sala sądu, gdzie dokonuje się równowaga, osądzająca przyszłe tendencje monady na przestrzeni jej ostatnich wcieleń w cyklu. Oto dlaczego po tym, jak centralny zwrotny punkt przeszedł w wielkim cyklu – czyli po środkowym punkcie czwartej rasy w czwartym kręgu na naszym globie – żadna monada nie może więcej wstąpić do ludzkiego królestwa. W tym cyklu drzwi zostały zamknięte i równowaga jest ustanowiona. Gdyby było inaczej –jeśli byłaby tworzona nowa dusza dla każdego z niezliczonych miliardów zmarłych ludzkich istnień i gdyby nie było wcielania (reinkarnacji) – to rzeczywiście trudno byłoby znaleźć miejsce dla tych duchów, równie trudno byłoby wytłumaczyć początek i przyczynę tych boleści i cierpień. Faktycznie, nieznajomość okultystycznych zasad i wpajanie wymuszonych, fałszywych pojęć pod maską religijnego wykształcenia stworzyło materializm i ateizm jako protest przeciwko utwierdzaniu boskiego porządku rzeczy. Jedyny wyjątek dopiero co opisanego porządku dotyczy ras niemych, monad, które są już w ludzkim stadium, uwzględniając fakt, że te zwierzęta zjawiły się później i także w połowie wywodzą się od człowieka. Ich ostatnimi potomkami były człekokształtne i niektóre inne małpy. Te aluzje do człowieka w rzeczywistości są tylko zniekształconymi, wypaczonymi kopiami wczesnej ludzkości. Do tego tematu powrócę w kolejnym tomie. Komentarz mówi: 1. Każdy kształt na Ziemi i każdy pytek (atom) w przestrzeni w swoich wysiłkach do samoformowania podąża śladem wzoru, danego w Niebiańskim Człowieku [...] Inwolucja i ewolucja (atomu), jego zewnętrzny i wewnętrzny wzrost i rozwój, wszystko ma jeden i ten sam cel – dosięgnąć stanu człowieka; człowieka jako najwyższej i spełnionej formy na tej Ziemi; monady w jej absolutnej całości i rozbudzonym stanie – jako kulminacji zakończenia boskiej tnkarnacji na Ziemi. 2. Dhyani (Pitrisy) są tymi, którzy rozwinęli swój bhuta z siebie samych; rupa (forma) stała się przewodnikiem dia monad (siódmej i szóstej zasady), które zakończyły swój cykl transformacji w trzech poprzednich kalpach (kręgach). Wówczas one (astralne sobowtóry) stały się ludźmi pierwszej ludzkiej rasy tego kręgu. Byli jednak niedoskonali i nie mieli rozsądku (umysłu). Dokładne wyjaśnienie zostanie podane w kolejnych tomach. Na razie powiem, że człowiek – dokładniej jego monada – istniał na Ziemi od samego początku tego kręgu. Ale aż do naszej piątej rasy zewnętrzne oblicza, oblekające te boskie astralne sobowtóry, zmieniały się i kondensowały z każdą subrasą; jednocześnie zmieniała się forma i fizyczna budowa fauny, ponieważ musiała być dostosowana do stale zmieniających się warunków życia na tym globie podczas geologicznych okresów jego cykli formowania. Zmiany te będą kontynuowane z każdą zasadniczą rasą i każdą główną pod-rasą do ostatniej, siódmej w tym kręgu, 3. Wewnętrzny, obecnie ukryty, człowiek był wówczas (w początkach) człowiekiem zewnętrznym. Będąc potomkiem Dhyani (Pitrisów) był synem na obraz i podobieństwo Ojca swego. Jak kwiat lotosu, którego zewnętrzny kształt stopniowo przyjmuje formę wzoru, zawartą w jego wnętrzu, tak i człowiek początkowo rozwijał się od wewnątrz na zewnątrz. Po cyklu, w którym człowiek począł rodzić siebie sposobem podobnym obecnemu królestwu zwierzęcemu, stało się odwrotnie. Ludzki płód w swoich przemianach przechodzi obecnie wszystkie formy, jakie przybierała fizyczna budowa człowieka podczas przejścia przez trzy kręgi (kalpy) podczas tych prób i wysiłków, które były czynione przez bezmyślną (w sile doskonałości) materię w jej ślepej tułaczce, żeby okrążyć i pokryć monadę. W obecnej epoce fizyczny embrion jest kolejno rośliną, płazem, zwierzęciem, zanim stanie się człowiekiem, rozwijając się sam w sobie zgodnie z własnym eterycznym sobowtórem. Początkowo, faktycznie, ów sobowtór (człowiek astralny) będący nierozumnym, zaplątał się w sieciach materii. Ale ten człowiek przy należy do czwartego kręgu. Jak pokazano, monada przeszła, podróżowała i była zamknięta w każdej przejściowej formie we wszystkich królestwach natury podczas wcześniejszych trzech kręgów. Ale monada, która staje się człowiekiem, nie jest człowiekiem! W tym kręgu – wyłączając antropoidy, wyższe ssaki po człowieku, przeznaczone do wymarcia w naszej rasie, kiedy ich monady zostaną uwolnione i przejdą astralne, ludzkie formy lub wyższe elementale szóstej i siódmej rasy, a więc w niższe ludzkie formy w piątym kręgu – żadna jednostka, obojętnie z którego by była królestwa, nie ożywia więcej monad, przeznaczonych, by stać się człowiekiem w ich następnych stadiach, ale tylko niższe elementale swoich odpowiednich królestw. Te elementale zostaną, w swojej kolejności, ludzkimi monadami tylko przy następnej planetarnej manwatarze. Rzeczywiście, ostatnia ludzka monada zostanie wcielona przed początkiem piątej zasadniczej rasy. Natura nigdy się nie powtarza, dlatego antropoidy naszych dni, w żadnym razie nie istniały po połowie miocenu, kiedy, podobnie jak wszystkie skrzyżowane gatunki, zaczęły wraz z upływem czasu wykazywać skłonność do powrotu do typu swoich pierwszych rodziców, olbrzymich czarno-żółtych Lemuro-Atlantydów. Bezskuteczne jest poszukiwanie zagubionego ogniwa. Przez miliony milionów lat nasze nowoczesne rasy, a raczej ich skamieliny, pokazują uczonym końca szóstej zasadniczej rasy, pozostałości maleńkich, nieznacznych małp – zwyrodniałą postać genus homo. Człekoształtne ssaki tworzą wyjątek, ponieważ nie wchodzą na plan natury, ale są prostym tworem jeszcze bezmyślnego człowieka. Hindusi przypisują małpom i koczkodanom boskie pochodzenie, ponieważ ludzie trzeciej rasy byli bogami innego planu, którzy stali się bezmyślnymi śmiertelnikami. Temat ten był poruszony, w takim stopniu, w jakim było to wówczas możliwe, w Izis odsłoniętej. W tym dziele zaproponowano czytelnikowi, aby zwrócił się do bramana, jeśli chce poznać przyczyny ich szacunku dla małp. Czytelnik może dowiedzieć się – o ile bramini uznaliby go za godnego tych wyjaśnień – że Hindus widzi w małpie tylko to, co manu chciałby, żeby on widział: dokładnie transformację gatunku, szczególnie ściśle związanego z rodziną ludzką – bezprawnie zrodzoną gałąź, zakorzenioną w jego własnym rodzie przed ostatecznym udoskonaleniem ostatniego. Następnie mógłby się dowiedzieć, że w oczach wykształconych pogan duchowy lub wewnętrzny człowiek jest jednym, a jego ziemska, fizyczna powłoka drugim; że fizyczna natura, ta wielka kombinacja wzajemnego stosunku fizycznych sił, bezustannie dążących naprzód do doskonalenia się, musi stosować taki materiał, jaki znajdzie pod ręką. Ona tworzy modele i przerabia je w miarę swojego postępu i, wieńcząc swój trud człowiekiem, przedstawia go jako jedynego godnego do włączenia w świątynię, aby tam został olśniony Boskim Duchem. W przypisie na tej samej stronie czytamy: Uczony z Hanoweru ostatnio opublikował pracę, w której z wielką pomysłowością wykazuje, że Darwin popełnił błąd, wyprowadzając człowieka od małpy. Przeciwnie, twierdzi uczony, to małpa pochodzi od człowieka. Wykazuje, że w początkach ludzkość moralnie i fizycznie była typem i prototypem naszej obecnej rasy i naszego ludzkiego dostojeństwa – pięknością kształtu, regularnością cech, rozwojem czaszki, szlachetnością zmysłów, heroicznymi impulsami i wielką pomysłowością. To jest czysta bramińska, buddyczna i kabalistyczna doktryna. Książka jest bogato ilustrowana diagramami i tabelami itd. Twierdzi się w niej, że postępujące zwyrodnienie człowieka, tak moralne, jak i fizyczne, może być łatwo prześledzone dzięki etnologicznym zmianom aż do naszych dni. l, podobnie jak jedna część już zwyrodniała w małpy, cywilizowany człowiek naszych czasów, prawem konieczności zostanie zastąpiony podobnymi pokoleniami. Jeśli sądzić o przyszłym po przeszłym, to oczywiście jest bardzo prawdopodobne, że taka nieduchowa i materialna rasa powinna raczej skończyć jako małpy niż anioły. Niemniej jednak, chociaż małpy pochodzą od człowieka, nie można z tego faktu wyprowadzać wniosku, że ludzka monada, która już raz osiągnęła ludzki stan, ponownie wcieli się w zwierzęcą formę. Cykl mętem psychozy ludzkiej monady jest zakończony, ponieważ znajdujemy się w czwartym kręgu i w piątej rasie. Czytelnik powinien zapamiętać – w każdym razie ten, który zapoznał się z Buddyzmem ezoterycznym – że stance, w tym i następnym tomie, mówią jedynie o ewolucji w naszym czwartym kręgu. Jest on punktem zwrotnym, po którym materia, która dosięgła swojej najgłębszej głębi, zaczyna piąć się w górę i staje się coraz bardziej uduchowiona z każdą nową rasą i z każdym nowym cyklem. Dlatego też czytelnik powinien uważać, aby nie dostrzegać przeciwności tam, gdzie ich nie ma, albowiem w Buddyzmie ezoterycznym mówi się ogólnie o kręgach, podczas gdy w tym dziele tylko o naszym obecnym, czwartym kręgu. Tam mówi się o formowaniu, tu zaś o przekształcaniu i ewolucyjnym udoskonalaniu. Wreszcie, aby zamknąć tę dygresję, dotyczącą rozlicznych, ale nieuchronnych błędnych przedstawień, powołam się na jedno z twierdzeń, zawartych w Buddyzmie ezoterycznym, które prawdopodobnie głęboko zapadło w umysłach wielu teozofów. Jedna nieszczęśliwa fraza z tegoż dzieła jest nieustannie przytaczana, aby – w pewnym sensie – zatwierdzić materialistyczną doktrynę. Sinnett, odnosząc się do progresji organizmów na globach, pisze, iż: Królestwo minerałów nie może rozwinąć królestwa roślinnego [...] jak Ziemia nie mogła rozwinąć człowieka z małpy, do czasu otrzymania przez nią impulsu. Czy to zdanie oddaje wiernie myśl autora, czy też – tak jak przypuszczam – jest to lapsus calami– pozostawiam tę kwestię otwartą. Z dużym zdziwieniem odnotowałam fakt tak słabego zrozumienia Buddyzmu ezoterycznego przez niektórych teozofów, zwłaszcza jeżeli chodzi o teorię Darwina. Przyjęli oni bowiem, że ta praca popiera koncepcję Darwina, a szczególnie teorię pochodzenia człowieka od małpy. Jeden z teozofów pisał, że ma nadzieję, iż zauważyłam, że trzy czwarte teozofów oraz wielu innych wyobrażają sobie, iż w kwestii pochodzenia człowieka darwinizm i teozofia pozostają w całkowitej zgodzie. Rzecz jasna nigdy tak nie było, tak samo jak nie ma wystarczającego potwierdzenia w Buddyzmie ezoterycznym, na ile znam to dzieło. Ponownie stwierdzam, że ewolucja, nauczana przez Manu i Kapilę, była podstawą współczesnej nauki, ale ani okultyzm, ani teozofia nigdy nie podtrzymywały dzikich teorii teraźniejszych darwinistów – zwłaszcza w pochodzeniu człowieka od małpy. Do tego zagadnienia jeszcze powrócę. W Buddyzmie ezoterycznym stwierdzono również, iż: Człowiek przynależy do królestwa, dokładnie odróżniającego się od królestwa zwierzęcego. Mając przed sobą tak jasne i niedwuznaczne stwierdzenie, dziwne wydaje się, aby ostrożny czytelnik mógł zostać wprowadzony w błąd, jeśli tylko nie ma zamiaru oskarżać autora o jaskrawe sprzeczności. Każdy krąg powtarza ewolucyjną pracę poprzedniego kręgu, ale na wyższym stopniu. Wyłączając niektóre wyższe gatunki małp człekoształtnych, zgodnie z tym, co powiedziałam wcześniej, monadyczny przypływ lub wewnętrzna ewolucja zakończyła się aż do następnej manwatary. Zawsze należy podkreślać i powtarzać, że w pełni rozwinięte ludzkie monady powinny być rozłożone do czasu pojawienia się nowych kandydatów na tym globie przy początku nowego cyklu. W tej sytuacji dochodzi tu do odpoczynku; jest to także przyczyną, z powodu której podczas czwartego kręgu człowiek pojawia się wcześniej niż inne, zwierzęce twory. Niemniej jednak trzeba wyraźnie podkreślić, że autor Buddyzmu ezoterycznego mówił o darwinizmie, co bezsprzecznie potwierdzają niektóre komentarze. Poza tym sami okultyści skłonni są przyznać częściowo rację darwinowskiej hipotezie w późniejszych szczegółach, drugorzędnych podziałach ewolucji i po zwrotnym punkcie czwartej rasy. O tym, co było, nauka nic nie wie i nie może wiedzieć, ponieważ tego rodzaju wiadomości znajdują się poza zasięgiem jej poszukiwań, naukowych dociekań. Z całą stanowczością muszę powiedzieć, że okultyści nigdy nie przyznawali ani też dopuszczali, że człowiek był małpą w tym lub innym kręgu lub że kiedykolwiek mógł nią być, choć kiedyś mógł być małpo-podobny. Jest to stanowisko tego samego autorytetu, od którego Sinnett (autor Buddyzmu ezoterycznego) otrzymywał informacje. Tym, którzy występują przeciwko okultyzmowi, opierając się na kolejnych wierszach przytaczanego dzieła, wystarczy pokazać, że możemy również rozumnie – ; nawet musimy, jeśli życzymy sobie w ogóle debatować nad tym tematem ~ przedstawić sobie impuls życia, rodzący mineralne formy, jako jednej natury z impulsem, podnoszącym rasę małp do rasy rudymentarnego człowieka. Tym, którzy cytują ten ustęp jako doktadny darwinizm, okultyści odpowiadają wskazując na objaśnienia Mahatrny {nauczyciela p. Sinnetta), które jednoznacznie zaprzeczają tym wierszom, jeśliby były tworzone w tym duchu, jaki jest im przypisywany. Otrzymałam kopię tego listu, wraz z innymi, dwa lata temu, to znaczy w 1886 roku, opatrzonego dodatkowymi wyjaśnieniami, bym mogła je cytować w Doktrynie tajemnej. List ten rozpoczyna się rozważaniem trudności, jakie napotyka zachodni uczeń w przyjęciu oraz zrozumieniu niektórych, podanych wcześniej, faktów dotyczących ewolucji człowieka od zwierzęcia, to znaczy od królestwa mineralnego, roślinnego i zwierzęcego, i radzi, by trzymać się doktryny analogii i odpowiedniości. Następnie podejmuje tajemnice dewów i bogów, zobowiązanych do przejścia przez stany, które umownie były nazwane immetalizacją, inroślinnością, inzonizacją i, w końcu, inkarnacją; wyjaśniając to, napomyka o nieuchronności niepowodzeń nawet wśród eterycznych ras Dhyani-Czochanów. Poruszając ten temat pisze: Owe niepowodzenia są zbyt daleko posunięte i uduchowione, aby mogły być przemocą odrzucone od Dhyani-Czochanów w ruch kołowy nowej, pierwotnej ewolucji przez niższe królestwa... Tak więc napomknięto tylko o tajemnicy, zawartej w alegorii o upadłych Asurach, co zostanie wytłumaczone w następnym tomie. Kiedy karma dosięgnie ich u stopni ludzkiej ewolucji, muszą wypić do ostatniej kropli gorzki kubek odpłaty. Potem staną się działającą siłą z elementalami, zaawansowanymi istotami czystego, zwierzęcego królestwa, aby, rozwijając się powoli, osiągnąć pełny typ ludzkości. Jak widać, owe Dhyani-Czochany nie przechodzą przez trzy królestwa, tak jak to czynią pitrisy; również nie inkarnują się (wcielają) w człowieka aż do trzeciej zasadniczej rasy. Krąg pierwszy. Człowiek w pierwszym kręgu i w pierwszej rasie na globie D naszej Ziemi byt bezro-zumną eteryczną istotą (księżycowy Dhyan, jak człowiek), ale wysoce uduchowioną; i odpowiednio, zgodnie z prawem analogii, był takim w pierwszej rasie czwartego kręgu. W każdej z następnych ras i podras [...] rozwijał coraz bardziej kondensowanie (zgęszczanie) lub uosobienie istoty, ale wciąż jeszcze z przewagą eteryczności [...] Jest bezpłciowy, podobny zwierzętom i roślinom, tworzy dziwne ciała, odpowiednio grube do otaczających go warunków. Krąg drugi. [Człowiek] wciąż jeszcze jest olbrzymi i eteryczny, ale staje się odpornym i bardziej zgęszczonym ciałem; bardziej fizycznym człowiekiem, ale, mimo wszystko, mniej inteligentnym niż duchowym (1), ponieważ umysł jest powolny i trudniej rozwijający się niż fizyczna forma... Krąg trzeci. Teraz posiada całkowicie konkretne lub ścisłe ciało, początkowo gigantycznej małpy, i teraz jest bardziej rozumny lub chytry, przebiegły niż duchowy. Na schodzącym łuku osiągnął punkt, w którym jego pierwotna duchowość została zaciemniona i przykryta rodzącą się rozważnością (2). W ostatniej połowie trzeciego kręgu jego gigantyczny wzrost ulega zmniejszeniu i ciało ulepsza się w swoich tkankach i staje się on bardziej rozumną istotą, chociaż nadal jest to bardziej olbrzymia małpa niż dewa... To wszystko prawie całkowicie powtarza się w okresie trzeciej zasadniczej rasy czwartego kręgu. Krąg czwarty. Rozum (intelekt, umysł) ulega ogromnemu rozwojowi w tym kręgu. [Do tej pory] nieme rasy zdobywają ludzką mowę na tym globie, na którym, z początkiem czwartej rasy, język udoskonala się i wiedza wzrasta. W punkcie zwrotnym czwartego kręgu (jak i u czwartej lub zasadniczej rasy Atlantydów) ludzkość przechodzi punkt osi małego manwatarycznego cyklu [...] świat jest nasycony rezultatami rozsądnego działania i osłabienia duchowości... Jest to fragment oryginalnego listu. Poniżej przytaczam późniejsze notatki i dodatki, poczynione tą samą ręką. 1. Oryginalny list zawierał ogólne nauki – spojrzenie niejako z lotu ptaka – i nie wdawał się w szczegóły [...] Mówienie o fizycznym człowieku w tym czasie odnosiło i ograniczało to twierdzenie do wcześniejszych kręgów, oznaczało powrót do cudownego i nagiego ubrania ze skóry [...] Pierwsza natura, pierwsze ciało, pierwszy umysł na pierwszym planie poznawania, na pierwszym globie, w pierwszym kręgu, oto co było na myśli [...] Ponieważ karma i ewolucja [...] skupiały w obrazie naszych, licznych natur zaskakujące krańcowości, cudowne ich połączenie... Pod słowem natury rozumie się tu siedem hierarchii lub klas pitrisów i Dhyani-Czochanów, stanowiących naszą naturę i ciała. 2. Odtwórz [w pamięci]. Teraz on osiągnął punkt [analogicznie jak w trzeciej zasadniczej rasie czwartego kręgu], gdzie jego [anioła-człowieka] duchowość zaciemnia się i zostaje nakryta rodzącą się ludzką rozwagą, i masz przed sobą prawdziwe wyjaśnienie na paznokciu twojego dużego palca... To są słowa nauczyciela: tekst, słowa i zdania w wierszach i wyjaśniające przypisy. Jest zrozumiałe, że musi występować ogromna różnica w takich sformułowaniach, jak obiektywność, subiektywność, materialność, duchowość, zwłaszcza kiedy są one używane w odniesieniu do różnych planów bytu i poznania. Wszystko powinno być wzięte w odpowiednim znaczeniu. Dlatego też nie jest dziwne, jeśli autor, pozostawiony własnym domysłom i spekulacjom, aczkolwiek chętny do nauki, ale jeszcze niedostatecznie wprowadzony w jej arkana, popełnia błędy. Także różnice między rasami i kręgami nie były dostatecznie wytłumaczone w otrzymanych listach; niczego podobnego wcześniej nie potrzebowano, ponieważ zwykły wschodni uczeń natychmiast znalazłby różnice. Poza tym pozwalam sobie przytoczyć raz jeszcze parę wierszy z listu Mahatmy: Nauki były dane pod protestem [...] były, by tak powiedzieć, kontrabandą [...] i kiedy zostałem twarzą w twarz z jednym tylko korespondentem, drugi pan... tak poplątał wszystkie kartki, że zostało zbyt mało do powiedzenia, aby nie przekroczyć praw. Teozofowie, których to może obchodzić, zrozumieją, co mam na myśli. Ostatecznie wiadomo, że w listach nie było powiedziane nic, co mogłoby dać asumpt do twierdzenia, iż okultystyczna doktryna kiedykolwiek uczyła lub którykolwiek z adeptów dopuszczał, z wyjątkiem metafory, bezsensowną współczesną teorię pochodzenia człowieka od ogólnego małpiego przodka – od człekokształtnej postaci prawdziwego zwierzęcia. Do dnia dzisiejszego świat jest bardziej zapełniony małpo-podobnymi ludźmi niż lasy człekopodobnymi małpami. Małpa jest święta w Indiach, dlatego że jej pochodzenie dobrze jest znane wtajemniczonym, chociaż ukryte pod osłoną alegorii. Hanuman jest synem Pawana – Vayu, bóg wiatru – i Andżany, żony potwora Kesari o powikłanej genealogii. W drugim tomie są pełne wyjaśnienia dotyczące tej pomysłowej alegorii. Ludzie trzeciej rasy (którzy podzielili się) byli bogami w sile swojej duchowości i czystości, chociaż nie władali jeszcze rozsądkiem tak jak ludzie. Ludzie trzeciej rasy, przodkowie Atlantydów, byli faktycznie małpopodobnymi gigantami, pozbawionymi rozumu, tak jak i te istoty, które w okresie trzeciego kręgu reprezentowały ludzkość. Moralnie nieodpowiedzialni ludzie trzeciej rasy przez spółkowanie ze zwierzętami na niższym stopniu stworzyli owe brakujące ogniwo, które wieki później (tylko w okresie trzeciorzędu) stało się dalekim przodkiem obecnych człekokształtnych małp. Gdyby to pozostawało w sprzeczności z innymi twierdzeniami, dowodzącymi, że zwierzęta pojawiły się później od człowieka, należy pamiętać, iż rozumie się pod tym tylko embriony ssaków. W tamtych dniach istniały zwierzęta, o których nigdy nie śnili zoologowie naszych czasów; sposoby rozmnażania także nie były tożsame z tymi, które zna współczesna fizjologia. Wprawdzie nie jest wygodnie rozprawiać publicznie na te tematy, ale też nie występują żadne przeciwwskazania. Tak więc wczesne nauki, chociaż mgliste, niezadowalające i ułamkowe, nigdy nie wskazywały na ewolucję człowieka od małpy. Nie twierdzi tego również autor Buddyzmu ezoterycznego w określonych sformułowaniach, ale dzięki jego skłonnościom do współczesnej nauki posługiwał się językiem, który mógł usprawiedliwić takie wnioski. Człowiek, który poprzedzał czwartą rasę, rasę Atlantydów, jakkolwiek fizycznie przypominał gigantyczną małpę – imitację człowieka, nie mającą w sobie życia człowieka – był myślącym i mówiącym człowiekiem. Lemuro-Atlantydzi byli wysoko cywilizowaną rasą – jeśli przyjąć tradycję, która jest dokładniejsza od historii, niż spekulacje podawane obecnie pod mianem historii – znacznie wyższą od nas i naszych wszystkich nauk oraz zdegenerowanej cywilizacji naszych dni; w każdym razie taka była rasa Lemuro-Atlantydów pod koniec trzeciej rasy. Teraz możemy powrócić do naszych stanc. |